sobota, 21 lipca 2018

Kartka z kalendarza #2 "Wróćmy do początku"

Poukładana praca, poukładane relacje z ludźmi, poukładane życie. To właśnie JA!
Żart oczywiście. Czarne szpilki wrzucam do torebki, na nogi ubieram adidasy i wybiegam z domu jak torpeda, zamykając wcześniej drzwi na klucz. Oczywiście pogoda współpracuje ze mną, świeci piękne słoneczko, a na niebie nie ma żadnej chmurki. Żart oczywiście. Słońce skryło się, za czarnymi chmurami już kilka dni temu, a z nieba w zawrotnym tempie spadają ogromne krople deszczu. Całe szczęście, że do przystanku autobusowego mam zaledwie kilka kroków. Pisałam coś o szczęściu? Zapomnijcie o tym... Autobus właśnie odjeżdża z przystanku, a ja nadal stoję na tym głupim deszczu. No cóż zrobić, zachciało się po południu spać, to teraz proszę spiąć pośladki i zmusić swoje nogi do biegu. Szara spódniczka sięgającą do połowy ud to nienajlepszy strój do biegania, no ale cóż zrobić. Po trzydziestu minutach biegu docieram pod odpowiedni adres (oczywiście można pominąć fakt, że trzy razy skręciłam w złą uliczkę, dlatego tyle to trwało, ale jestem tu nowa, okeej?!). Na szczęście kwiaciarnia, w której mam nadzieję, będę pracować, ma przed wejściem daszek czy coś w tym stylu. Mało istotne, najważniejsze, że jest suche miejsce, gdzie mogę przebrać buty. Nie muszę chyba wspominać, że jestem w centrum miasta i ludzie się na mnie gapiom? Kurde serio? Miałam w tych szpilkach biec tyle kilometrów?! Ja ledwo w tych butach 500 metrów przejdę bez marudzenia, a co dopiero biegać i to taki kawał. Czarne szpileczki ładnie już podkreślają moje zgrabne łydki, a mokre adidasy, zapakowane w reklamówce są już w torebce. Odsuwam się delikatnie, by przejrzeć się w lustrze kwiaciarni. Chwilę później już tego żałuję, rozpędzony terenowy samochód najeżdża na taflę wody, która ląduje na mnie. Fajnie co? Odwracam się wkurzona krzycząc i energicznie machając rękami. Auto po chwili  z piskiem opon zatrzymuje się, a ja uświadamiając sobie, że mam jeszcze 8 minut, idę w kierunku właściciela tego głupiego pojazdu. Staję przed mężczyzną, napisałabym, że twarzą w twarz, ale mimo iż mam szpilki on jest o głowę wyższy. Brunet z zielonymi tęczówkami wpatruje się we mnie, a jego napięte mięśnie świadczą o tym, że nie ma ochoty ze mną rozmawiać. Próbuje mnie ominąć, lecz mu na to nie pozwalam
- Dobra rozumiem, jestem nieziemsko przystojny i pewnie marzysz o tym, aby ktoś taki - na jego uśmiech wkrada się cwaniacki uśmiech, a mięśnie napina jeszcze bardziej - zabawił się Tobą, ale sorki mała nie mam dziś na to czasu
- Mo - mo-że jakieś prze- prze-przepraszam - Rozalia otrząśnij się - może kurwa jakieś przepraszam - poprawiam swój ton głosu - a jak nie to chociaż naucz się jeździć cymbale - odwracam się i pewnym już krokiem kieruję się do kwiaciarni
Mężczyzna stał jeszcze chwilę w osłupieniu wzrokiem wypalając mi dziurę w plecach. Przed wejściem do budynku spojrzałam jeszcze w jego stronę, lecz go już tam nie było.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc - odzywa się starsza kobieta
Ma na sobie błękitną koszulę, która niesamowicie podkreśla jej lazurowe tęczówki. Koszula jest wpuszczona w długą brązową spódnicę sięgającą do kostek, a na stopach zauważam tego samego koloru botki. Wracam na chwilę do jej twarzy, wydaję się strasznie milutka, trochę przypomina mi babcie z bajki "Sylwester i Tweety na tropie". Rzuca mi się w oczy błękitna chustka, którą pracownica ma na głowie - mogę w czymś pomóc - pyta uprzejmie przerywając mi dalsze obserwacje
- Dzień dobry, ja przyszłam w sprawie pracy - odezwałam się serdecznie
- No tak zapomniałabym, pani - po chwili namysłu dokończyła - pani Rozalia Otrębska?
- Zgadza się, przepraszam za mój strój, ale pogoda jest straszna, a na dodatek uciekł mi autobus
- Nic się nie stało dziecinko, pogoda nas nie rozpieszcza w ostatnich dniach, ale jak to mówią po każdej burzy wychodzi słońce i w życiu też tak jest - zawsze zastanawiało mnie czemu starsi ludzie na każdym kroku starają się dawać jakieś życiowe rady
- Jak na razie to u mnie same burze - szepnęłam pod nosem
Porozmawiałam jeszcze chwilę z kobietą i pierwsze wrażenie okazało się trafne, to naprawdę sympatyczna kobieta. Ale coś ważnego było w tej rozmowie zawarte, mianowicie podpisałam umowę o pracę i zaczynam już jutro. O matko! JA MAM PRACĘ! Uradowana przytuliłam kobietę
- Przepraszam - odsunęłam się od niej - ale tak strasznie się cieszę
- Wyszło słoneczko - wskazała palcem okno, przez które wpadały delikatne promienie słoneczne
- To tak jak w moim życiu - uśmiech nie schodził mi z twarzy
-  Babcia - usłyszeliśmy głos mężczyzny z innego pomieszczenia - miałaś się nie przemęczać - dokończył troskliwie pojawiając się w progu drzwi
Mówiłam coś o słońcu w moim życiu? Zapomnijcie o tym! Osoba, która dołączyła do nas przed momentem, to ta sama osoba, przez którą wyglądałam tak, a nie inaczej. Nawet nie zauważyłam kiedy wstrzymałam powietrze
- Zaraz się udusisz piękna - rzekł rozbawiony
- Hahaha bardzo śmieszne - odezwałam się ironicznie
- Wy się chyba znacie - zaśmiała się głośno pani Kornelia
- Ja już będę uciekać, do zobaczenia jutro - uśmiechnęłam się sztucznie i opuściłam lokal
Odeszłam kilka kroków i weszłam w nieznaną mi uliczkę by pozbyć się tych niewygodnych butów
- Wiedziałem, że nie należysz do tych eleganckich dam - usłyszałam za plecami
- A Ty nie należysz do tych szlachetnych dżentelmenów. Czego chcesz? - warknęłam
- Zwolnij się - w jego głosie wyczułam taką stanowczość, że zapomniałam na chwilę jak się mówi - zapłacę Ci za cały miesiąc, ale nie przychodź jutro, sam sobie poradzę
- Weź Ty się w głowę puknij - odezwałam się lekko przestraszona, bo ten człowiek wydawał się chory psychicznie, jakieś rozdwojenie jaźni czy coś
- Jeśli jutro Cię tam zobaczę to będę Ci dokuczał do tego stopnia, że sama złożysz wymówienie - złapał mnie mocno za ramię i spowodował, że poczułam ból
- Już nie mogę się doczekać - wyswobodziłam  z jego uścisku i odeszłam
Po zrobieniu zakupów w sklepie znajdującym się w pobliżu mojego miejsca zamieszkania, niechętnie wróciłam do, z pozoru szczęśliwego domu.


CZYTASZ-KOMENTUJESZ-MOTYWUJESZ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz