Z szerokim uśmiechem na ustach właśnie przekroczyłam próg kwiaciarni, w której pracuję już tydzień. Jest to bardzo ciężka i męcząca praca, a nie pomaga fakt, że ja nie znam się na kwiatach. Zastanawiacie się pewnie po cholerę pchałam się właśnie tutaj... Już biegnę z odpowiedzią. Żart! Idę, gdyż nie lubię biegać. Ale wracając do tematu, potrzebuję kasy, a pracę muszę połączyć ze szkołą, a to jedyna oferta, która proponuje mi elastyczny grafik. Pani Kornelia ma bardzo dużo cierpliwości do mnie i uwierzcie mi nie przesadzam. Nie wiedziałam co to jest anturium, hortensje mylę z peonią już nie wspominając o tym, że ecru to dla mnie cały czas biały, a mimo to nadal tu pracuję. Ta sympatyczna staruszka od początku wierzy w to, że wszystkiego z biegiem czasu się nauczę i nie będę tu przychodziła tylko zarobić pieniądze, ale również dla przyjemności. Taaaaa już biegnę... Kurdę znów się na tym łapię. Rozalia przecież Ty nie biegasz! A może to jakiś znak? Może powinnam zacząć...
Dobra, wezmę się do roboty, bo same głupoty mi w głowie. Pani Kornelia od razu gdy pokazałam się w firmowym uniformie, zaznaczyła, że mamy jakieś strasznie duże zamówienie i musimy się bardzo postarać, bo to jakiś wyjątkowy klient jest. Kobieta zaczęła wykonywać bukiety, od czasu do czasu prosząc mnie, abym coś jej podała. Kiedy ona była pochłonięta manualną pracą, ja stałam za kasą pomagając czasami w doborze jakiegoś upominku. Mimo iż byłam zielona w tych wszystkich kwiatach czy ozdobach atmosfera panująca tutaj sprawiała, że czas mijał mi bardzo szybko. To wszystko zasługa staruszki, która swoim uśmiechem, gestami i troską przypomina mi moją zmarłą babcię, kobietę która nauczyła mnie wszystkiego i otoczyła ciepłem, którego mi teraz strasznie brakuje.
-Nareszcie skończyłam!- pracodawczyni powiedziała to głośniej, niż chyba sama się spodziewała, a ja pod wpływem decybeli podskoczyłam- zaraz przyjedzie Ernest i zawiezie to wszystko. Już nie mogę na to patrzeć.
-Te bukiety - zamilkłam lecz po chwili dokończyłam - są piękne! I nie mówię tego, bo jest pani moim pracodawcą i chcę u pani zdobyć jakieś punkty, tylko mówię to, bo one są naprawdę cudowne - mówiłam nie odrywając wzroku od przystrojonych kwiatów
-Dziękuję, nawet nie wiesz ile tymi słowami sprawiłaś staruszce radości. Ernest zaraz przyjedzie i zawiezie je. Pojadę z nim, a później udam się do domu. Te kwiaty - wskazała na 15 wspaniałych bukietów- wyssały ze mnie całą energię. A ty zostaniesz i posprzątasz, jak mój wnuczek wróci to zamkniecie kwiaciarnie.
- Yyyy dobrze - powiedziałam niechętnie, bo na samą myśl, że mam zobaczyć ten jego cwany uśmieszek to mi się niedobrze robi
Po kilku minutach przyjechał mężczyzna, na którego widok mdli mnie, a gdy tylko odjechał ze swoją babcią, ja wzięłam się do sprzątania. Minęło jakieś 45 minut, a tego cymbała dalej nie było, a przecież pani Bach mówiła, że zajmie im to najwyżej 20 minut. Coś wyczuwam, że nasza wojna dopiero się rozkręca.
Wkurzona chwyciłam za telefon i wybrałam numer do tej istoty, której mózg służył jedynie do podtrzymywania funkcji życiowych. Raz, drugi...piąty. Gdy słyszę w słuchawce 4 sygnał kolejnego połączenia i mam ochotę się rozłączyć, ktoś odzywa się po drugiej stronie
- Halo -słyszę damski głos, kobieta oddycha tak szybko i głośno, jakby przed chwilą przebiegła maraton - halo
- Muszę porozmawiać z tym idiotą - mówię zniesmaczona
W tle usłyszałam "to do Ciebie", a chwilę później jego głos
- Czego chcesz?! - zaczął oskarżycielskim tonem
- Czekam tu na Ciebie wystarczająco długo by się wkurwić
- O widzę, że mój kociaczek się wkurzył - mogę się założyć, że na jego twarzy właśnie zawitał uśmiech playboya oznaczający triumf - będę za godzinę
- Jeśli nie pojawisz się tu w ciągu 10 minut, zadzwonię do pani Kornelii i powiem, że mnie wystawiłeś
- Przestań, nie zdążę nawet dojechać
- To nie jest mój problem, ale jak chcesz mojej rady to rusz dupę, bo zostało Ci 9 minut i 28 sekund - do mojego ucha dotarł już tylko dźwięk, informujący mnie o zakończeniu rozmowy
Sprawdzając instagrama i bacznie obserwując zegarek czekam zniecierpliwiona na tego nieznośnego mężczyznę. Gdy minęło umówione 10 minut, a ja nadal siedziałam w kwiaciarni wybrałam numer do mojej szefowej. Niech on sobie nie myśli, że może sobie ze mną pogrywać. Nie ze mną takie numery panie Erneście Bach! Kobieta odebrała już po 2 sygnale
- Witam, głupio mi do pani dzwonić - zaczęłam
- Z czymkolwiek dzwonisz nie powinno być Ci głupio skarbie - usłyszałam delikatny głos w słuchawce - jesteś już w domku?
Nagle w drzwiach pojawił się Ernest zdyszany jakby biegł tu przez pół miasta. a gdy zauważył telefon przy moim uchu, w jego oczach było widać przerażenie
- Tak jestem, chciałam się po prostu dowiedzieć, jak się Pani czuję - chłopak się spóźnił, więc chciałam się na nim odegrać, ale nie mogę przecież robić tego kosztem jego babci
- Trochę lepiej, dziękuję. Wypiję herbatkę i pójdę chyba spać. Widzimy się jutro
- Jakby czegoś pani brakowało, proszę dzwonić. Do zobaczenia jutro - uśmiechnęłam się i rozłączyłam
Chłopak w niezmienionej pozycji i z ciągłym przerażeniem w oczach wiercił mi dziurę w brzuchu. Bał się, on się kurwa bał. Roza przecież ty taka nie jesteś, uspokój się natychmiast! Ta jasne, ale jak? Pierwszy raz w życiu spotkałam osobę, która mnie tak negatywnie uruchamia. W mojej głowie toczyła się mała walka, a ja nie wiedziałam co robić
- Spóźniłeś się - powiedziałam wstając i jedną ręką zgarnęłam marynarkę z krzesła
- Minutę!- krzyknął
- Spóźnienie to spóźnienie, poza tym mam bardzo dobry słuch, więc z łaski swojej nie drzyj tej mordy na pół miasta - nie miałam zamiaru dalej prowadzić z nim dyskusji, więc swoje nóżki skierowałam w stronę wyjścia
- Myślisz, że wypuszczę Cię teraz? Ostatnie słowo zawsze należy do mnie kociaku - chłopak w ekspresowym tempie zastawił mi drogę i był niebezpiecznie blisko mnie
- To masz problem, bo w tym przypadku ostatnie słowo będę miała ja - cofałam się do momentu, aż moje plecy nie spotkały się ze ścianą
- Tak? - szepnął mi do ucha, a po moim ciele przeszedł dreszcz
"Nie daj mu wygrać"- powtarzałam sobie w myśli
- Oczywiście - wzrokiem szukałam ucieczki, ale chłopak miał nade mną przewagę. Dotknęłam dłonią jego twarzy i delikatnie głaskałam jego policzek - jeśli teraz mnie zostawisz, odpuszczę Ci trochę. Nie zmuszaj mnie do tego, abym Cię upokorzyła
Chłopak zbliżył twarz do mojej, nasze usta dzieliły milimetry. Roza to twoja szansa, jak teraz tego nie wykorzystasz to jeszcze długo będziesz musiała się z nim męczyć. Nie myśląc długo, zachłannie wpiłam się w jego usta. Chłopak uśmiechnął się i w mgnieniu oka odwzajemnił pocałunek. Nasze języki toczyły wojnę. Nie przerywając pocałunku, pchnęłam chłopaka delikatnie na stół, po czym moje ręce wylądowały na jego pasku. Szybko pozbyłam się spodni i poczułam jego nabrzmiałe przyrodzenie. Ernest postanowił pozbyć się mojej koszuli. I teraz znalazłam się w idealnym położeniu. Lewą ręką chwyciłam torebkę znajdującą się tuż za mną, oderwałam się od niego i wykorzystując jego szok skierowałam się do drzwi. Przed ich otworzeniem spojrzałam jeszcze w jego stronę, stał w tym samym miejscu, ze spuszczonymi spodniami i zdziwioną miną, jego usta były otwarte jakby chciał coś powiedzieć, ale chyba zapomniał wszystkich słów
- Uprzedzałam- uśmiechnęłam się i opuściłam kwiaciarnie, zostawiając go w niemałym szoku
Nie będąc pewna do czego mężczyzna jest zdolny, szybkim krokiem podążyłam do domu. Na posesji stała czerwona mazda i wiedząc z czym przyjdzie mi się zmierzyć, przekroczyłam próg budynku
- Wróciłam - krzyknęłam, lecz pewnie nikogo to nie zainteresowało
Nogi od razu zaprowadziły mnie do mojego pokoju. Wyjęłam dresy z szafki i poszłam z nimi do łazienki. To co tam zobaczyłam doprowadziło mnie do furii. W ekspresowym tempie znalazłam się w salonie gdzie moja siostra i matka w świetnych humorach popijały kawę
- Idź do łazienki i posprzątaj po sobie- powiedziałam przez zęby w stronę Wery
- Przeszkadzasz nam - odezwała się i pokazała swój sztuczny uśmieszek
- Weruni dawno w domu nie było, musimy nadrobić ten czas. Ty i tak nie masz co robić, więc możesz to posprzątać - odezwała się moja rodzicielka
- Chyba sobie ze mnie żartujesz! Wróciłam zmęczona po pracy, chcę się trochę odświeżyć. Poza tym nie jestem jej sprzątaczką, niech sama to posprząta, bo jak nie to wyrzucę te wszystkie rzeczy
- Są droższe od całej zawartości twojej szafy- prychnęła i spojrzała wymownie na mamę
- Nie rób problemów tam gdzie ich nie ma i posprzątaj. Korona nie spadnie Ci z głowy, gdy od czasu do czasu posprzątasz - po mamy słowach opuściłam dom
Nie wiedziałam co robić, gdzie iść, przecież nie znam okolicy. Pogoda w tym miesiącu robi sobie chyba jakieś żarty. Wczoraj cały dzień padało, co ja mówię, lało niemiłosiernie, za to dziś żar leje się z nieba. Pomimo późnego popołudnia, słońce nadal cieszy nas swoimi promieniami. Rozejrzałam się po okolicy, wszędzie stały domy niewiele różniące się od naszego, bynajmniej finansowo. W każdą posiadłość włożono mnóstwo pieniędzy, żeby zaspokoić widzimisie żon milionerów. Nienawidzę już tego miejsca. W poszukiwaniu swojego małego azylu ruszyłam przed siebie. No nie do końca przed siebie, bo jakbym poszła prosto to bym wkroczyła na ulicę, więc najpierw skręciłam w prawo oddalając się od głównej ulicy i dopiero później poszłam przed siebie. Usłyszałam jakiś głos za plecami, nie odwracając się przyspieszyłam kroku
- Najpierw mnie śledzisz, a teraz udajesz, że nie słyszysz?- przede mną znikąd pojawił się ON
- Słucham?- zapytałam, lecz nie miałam ochoty usłyszeć odpowiedzi
- Co Ty tu robisz?
- Stoję i rozmawiam z jakimś zapatrzonym w siebie bucem
- Boosze- chłopak wziął głęboki wdech - mieszkam tu, a Ty co tu robisz?
- Mieszkasz tu? To straszne. Potrzebujesz jakiś pieniędzy na hotel? Mieszkanie na ulicy musi być ciężkie - powiedziałam poważnie
- Dziewczyno! - zaśmiał się - masz naprawdę duże poczucie humoru, jestem pod wrażeniem - chłopak nie mógł opanować śmiechu
- Staram się - moje kąciki lekko uniosły się w górę - widzę, że spodnie masz już na swoim miejscu
- Hahahaha naprawdę bardzo śmieszne - uspokoił się trochę, nastała niezręczna cisza
- W sumie - podrapałam się po głowie - początek naszej znajomości nie należał do najlepszych, może...
- zacznijmy od początku - dokończył za mnie - Ernest
- Rozalia - uśmiechnęłam się i uścisnęłam jego dłoń
- To co tu robisz Rozalio?
- Roza, mów mi Roza, spaceruję, a Ty?
- Tak jak mówiłem, mieszkam w tej okolicy, ale nie martw się, mam dach nad głową - wskazał na dom po drugiej strony ulicy
- I to nie mały - zaśmiałam się - nie zatrzymuję Cię już dłużej, miłego dnia
Nie czekając na jego odpowiedź, wróciłam na odpowiednie tory i szukałam swojego azylu
- Witam, głupio mi do pani dzwonić - zaczęłam
- Z czymkolwiek dzwonisz nie powinno być Ci głupio skarbie - usłyszałam delikatny głos w słuchawce - jesteś już w domku?
Nagle w drzwiach pojawił się Ernest zdyszany jakby biegł tu przez pół miasta. a gdy zauważył telefon przy moim uchu, w jego oczach było widać przerażenie
- Tak jestem, chciałam się po prostu dowiedzieć, jak się Pani czuję - chłopak się spóźnił, więc chciałam się na nim odegrać, ale nie mogę przecież robić tego kosztem jego babci
- Trochę lepiej, dziękuję. Wypiję herbatkę i pójdę chyba spać. Widzimy się jutro
- Jakby czegoś pani brakowało, proszę dzwonić. Do zobaczenia jutro - uśmiechnęłam się i rozłączyłam
Chłopak w niezmienionej pozycji i z ciągłym przerażeniem w oczach wiercił mi dziurę w brzuchu. Bał się, on się kurwa bał. Roza przecież ty taka nie jesteś, uspokój się natychmiast! Ta jasne, ale jak? Pierwszy raz w życiu spotkałam osobę, która mnie tak negatywnie uruchamia. W mojej głowie toczyła się mała walka, a ja nie wiedziałam co robić
- Spóźniłeś się - powiedziałam wstając i jedną ręką zgarnęłam marynarkę z krzesła
- Minutę!- krzyknął
- Spóźnienie to spóźnienie, poza tym mam bardzo dobry słuch, więc z łaski swojej nie drzyj tej mordy na pół miasta - nie miałam zamiaru dalej prowadzić z nim dyskusji, więc swoje nóżki skierowałam w stronę wyjścia
- Myślisz, że wypuszczę Cię teraz? Ostatnie słowo zawsze należy do mnie kociaku - chłopak w ekspresowym tempie zastawił mi drogę i był niebezpiecznie blisko mnie
- To masz problem, bo w tym przypadku ostatnie słowo będę miała ja - cofałam się do momentu, aż moje plecy nie spotkały się ze ścianą
- Tak? - szepnął mi do ucha, a po moim ciele przeszedł dreszcz
"Nie daj mu wygrać"- powtarzałam sobie w myśli
- Oczywiście - wzrokiem szukałam ucieczki, ale chłopak miał nade mną przewagę. Dotknęłam dłonią jego twarzy i delikatnie głaskałam jego policzek - jeśli teraz mnie zostawisz, odpuszczę Ci trochę. Nie zmuszaj mnie do tego, abym Cię upokorzyła
Chłopak zbliżył twarz do mojej, nasze usta dzieliły milimetry. Roza to twoja szansa, jak teraz tego nie wykorzystasz to jeszcze długo będziesz musiała się z nim męczyć. Nie myśląc długo, zachłannie wpiłam się w jego usta. Chłopak uśmiechnął się i w mgnieniu oka odwzajemnił pocałunek. Nasze języki toczyły wojnę. Nie przerywając pocałunku, pchnęłam chłopaka delikatnie na stół, po czym moje ręce wylądowały na jego pasku. Szybko pozbyłam się spodni i poczułam jego nabrzmiałe przyrodzenie. Ernest postanowił pozbyć się mojej koszuli. I teraz znalazłam się w idealnym położeniu. Lewą ręką chwyciłam torebkę znajdującą się tuż za mną, oderwałam się od niego i wykorzystując jego szok skierowałam się do drzwi. Przed ich otworzeniem spojrzałam jeszcze w jego stronę, stał w tym samym miejscu, ze spuszczonymi spodniami i zdziwioną miną, jego usta były otwarte jakby chciał coś powiedzieć, ale chyba zapomniał wszystkich słów
- Uprzedzałam- uśmiechnęłam się i opuściłam kwiaciarnie, zostawiając go w niemałym szoku
Nie będąc pewna do czego mężczyzna jest zdolny, szybkim krokiem podążyłam do domu. Na posesji stała czerwona mazda i wiedząc z czym przyjdzie mi się zmierzyć, przekroczyłam próg budynku
- Wróciłam - krzyknęłam, lecz pewnie nikogo to nie zainteresowało
Nogi od razu zaprowadziły mnie do mojego pokoju. Wyjęłam dresy z szafki i poszłam z nimi do łazienki. To co tam zobaczyłam doprowadziło mnie do furii. W ekspresowym tempie znalazłam się w salonie gdzie moja siostra i matka w świetnych humorach popijały kawę
- Idź do łazienki i posprzątaj po sobie- powiedziałam przez zęby w stronę Wery
- Przeszkadzasz nam - odezwała się i pokazała swój sztuczny uśmieszek
- Weruni dawno w domu nie było, musimy nadrobić ten czas. Ty i tak nie masz co robić, więc możesz to posprzątać - odezwała się moja rodzicielka
- Chyba sobie ze mnie żartujesz! Wróciłam zmęczona po pracy, chcę się trochę odświeżyć. Poza tym nie jestem jej sprzątaczką, niech sama to posprząta, bo jak nie to wyrzucę te wszystkie rzeczy
- Są droższe od całej zawartości twojej szafy- prychnęła i spojrzała wymownie na mamę
- Nie rób problemów tam gdzie ich nie ma i posprzątaj. Korona nie spadnie Ci z głowy, gdy od czasu do czasu posprzątasz - po mamy słowach opuściłam dom
Nie wiedziałam co robić, gdzie iść, przecież nie znam okolicy. Pogoda w tym miesiącu robi sobie chyba jakieś żarty. Wczoraj cały dzień padało, co ja mówię, lało niemiłosiernie, za to dziś żar leje się z nieba. Pomimo późnego popołudnia, słońce nadal cieszy nas swoimi promieniami. Rozejrzałam się po okolicy, wszędzie stały domy niewiele różniące się od naszego, bynajmniej finansowo. W każdą posiadłość włożono mnóstwo pieniędzy, żeby zaspokoić widzimisie żon milionerów. Nienawidzę już tego miejsca. W poszukiwaniu swojego małego azylu ruszyłam przed siebie. No nie do końca przed siebie, bo jakbym poszła prosto to bym wkroczyła na ulicę, więc najpierw skręciłam w prawo oddalając się od głównej ulicy i dopiero później poszłam przed siebie. Usłyszałam jakiś głos za plecami, nie odwracając się przyspieszyłam kroku
- Najpierw mnie śledzisz, a teraz udajesz, że nie słyszysz?- przede mną znikąd pojawił się ON
- Słucham?- zapytałam, lecz nie miałam ochoty usłyszeć odpowiedzi
- Co Ty tu robisz?
- Stoję i rozmawiam z jakimś zapatrzonym w siebie bucem
- Boosze- chłopak wziął głęboki wdech - mieszkam tu, a Ty co tu robisz?
- Mieszkasz tu? To straszne. Potrzebujesz jakiś pieniędzy na hotel? Mieszkanie na ulicy musi być ciężkie - powiedziałam poważnie
- Dziewczyno! - zaśmiał się - masz naprawdę duże poczucie humoru, jestem pod wrażeniem - chłopak nie mógł opanować śmiechu
- Staram się - moje kąciki lekko uniosły się w górę - widzę, że spodnie masz już na swoim miejscu
- Hahahaha naprawdę bardzo śmieszne - uspokoił się trochę, nastała niezręczna cisza
- W sumie - podrapałam się po głowie - początek naszej znajomości nie należał do najlepszych, może...
- zacznijmy od początku - dokończył za mnie - Ernest
- Rozalia - uśmiechnęłam się i uścisnęłam jego dłoń
- To co tu robisz Rozalio?
- Roza, mów mi Roza, spaceruję, a Ty?
- Tak jak mówiłem, mieszkam w tej okolicy, ale nie martw się, mam dach nad głową - wskazał na dom po drugiej strony ulicy
- I to nie mały - zaśmiałam się - nie zatrzymuję Cię już dłużej, miłego dnia
Nie czekając na jego odpowiedź, wróciłam na odpowiednie tory i szukałam swojego azylu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz